czwartek, 18 grudnia 2008

Świąteczne (nie)porządki

Niby staram się sprzątać po każdej wykonanej pracy (czyli codziennie tak około 1 w nocy;)), mimo że wiem, że następnego dnia rano (sobota, niedziela) lub po południu (w tygodniu po pracy) wszystko znów będzie wyglądało dokładnie tak samo. Jakby nic się nie sprzątnęło. Jakby piorun walnął w pudełko z wszelkiej maści nieprzydatnymi (pozornie!) rzeczami. Jakby punktowo nad moim stołem przeszedł huragan i porozwalał wszystko dookoła... Dobrze że ta wiertarka nie lata niesiona podmuchami huraganowego wiatru, bo wtedy to już.... no właśnie!
Proszę Państwa, oto moje stanowisko pracy:
Wiem, wiem, nie wygląda jak pracownia malarska Michała Anioła... Bardziej jak warsztat rękodzielniczy... Ale przecież ja NIE JESTEM Michałem Aniołem (choć miałam być "Michałem", bo kiedyś - droga młodzieży doby podróży kosmicznych i badań USG - to nie wiadomo było, jakiej płci dziecko się urodzi;)...

Tylko tak sobie oto dziergam, wycinam, wiercę, maluję, szlifuję, lakieruję, patynuję, spryskuję, naklejam, spękuję, wypełniam, lepię, modeluję... No wszystko, co nieartystycznego możecie sobie wyobrazić...

Wniosek z tego taki (oprócz bałaganu, który zapewne ładniej nazywa się "artystycznym nieładem"), że daleko mi do najnędzniejszego artysty, który w danej chwili przychodzi Wam na myśl..., bo nie mam takiej dużej pracowni ;D Ani pięknej sztalugi za kilkaset złotych, ani odjechanych w kosmos farb. Ani pędzli za kilkadziesiąt złotych. Ani nawet nie znam nazw wszystkich tych superproduktów do malowania. Ani nie byłam dobra z chemii ani z fizyki ani nawet z matematyki (pewnie by mi to pomogło w mieszaniu różnych specyfików i obliczaniu powierzchni i materiałów na nie potrzebnych)... Ale sprzęt i gadżety to nie wszystko! Przekonałam się o tym, gdy posiadając już wiertarkę (która nie wymaga tężyzny fizycznej Hulka), chciałam wywiercić dziurę w desce do krojenia... Powiedzmy tylko, że długo to trwało.

A tak wygląda mój warsztat posprzątany po calym dniu pracy... Prawie widać zmiany na lepsze... Ale "prawie robi wielką różnicę" ;D

I tak na prawdę to mnie to guzik obchodzi, czy mam porządek czy nie, bo i tak za pomocą dwóch makaronowych kokardek, masy solnej, serwetki i etui na okulary umiem zrobić dużo fajnych rzeczy... ;)
PRAWIE JAK MACGYVER :D

2 komentarze:

Kasia Boroń pisze...

U mnie podobny bałagan.Domownicy narzekają.Mąż się śmieje,że firma oczyszczająca miasto mnie wywiezie....

hoste

Unknown pisze...

Niech tylko spróbują tknąć moje skarby ;)