Obiecałam, że 29 maja zamieszczę coś zupełnie nowego…
Taaak, no właśnie – obiecałam… ale nic z tego. Niestety, nie będzie CZEGOŚ nowego, ale kilka nowych COSIÓW. Ponieważ przez ten czas blogowej nieobecności nie próżnowałam – choć mogło by się tak wydawać. Ozdabiałam przedmioty, dopieszczałam, malowałam, aby wyszły jak najlepiej… Poniżej są owoce mojego „próżnowania” ;)
Bransoletka drewniana, która znalazła już swoją właścicielkę i była ona z niej bardzo zadowolona. Polubiły się od pierwszego ujrzenia;)

Do bransoletki dorobiłam jeszcze zawieszkę w takiej samej kolorystyce, ale w kształcie prostokąta (też poszła do swojej nowej właścicielki):

Do kompletu powstały jeszcze kolczyki. Muszę przyznać, że są bardzo fajne: lekkie, fajnie wyglądają na (w?) uszach… A ktoś mi powiedział, że jak się schowają we włosach (w moich dłuuuuuuuuugich czarnych lokach :D) to wyglądają jeszcze lepiej. I te kolczyki są do wzięcia za uczciwą dla obu stron cenę. (Dziś kolczyki znalazły swoją właścicielkę. Mam nadzieję, że będą się dobrze spisywały w wielkim świecie;) - przyp. aut. 5.06.2008 r.)
Ostatnia rzecz nie daje się przyporządkować do kategorii „biżu”, ale również jest całkiem dopracowana… Jest to chustecznik. I jest to prezent dla Mojej Mamy na Dzień Matki… choć dostała go dopiero teraz, czyli wlaśnie 29 maja… bo nie zdążyłam zrobić na 26 maja, za co Moją Rodzicielkę publicznie przepraszam i biję się w piersi :)


Czy podejrzewalibyście mnie o takie romantyczne klimaty? Różyczki, różowe wstążeczki, fiolety, szmery bajery...
Macie racje! Ja też bym się o to nie podejrzewala! Ale nawet to nie jest takie zle wizualnie... Cieszy oko ;)